2025-11-12

Paifang Cywilizacji w Fengqingu 凤庆县文明坊

Jak w pewnie każdym chińskim mieście, włączając w to chinatown, jest w Kunmingu sporo paifangów. Paifang Sprawiedliwości (正义坊), którego, mimo imponujących rozmiarów, nie zdołała zauważyć moja najlepsza przyjaciółka; paifangi Złotego Konia i Szmaragdowego Koguta, związane z lokalną legendą; paifang prowadzący do starówki Guandu; paifang Wierności i Miłości poświęcony najważniejszemu ekspatowi Kunmingu... Wszystkie fałszywe. To znaczy będące replikami dawnych paifangów, stojących w przybliżeniu w podobnych miejscach, ale znacznie bardziej okazałe, zrobione z innych materiałów, a przede wszystkim - wolno stojące i nie pełniące funkcji użytkowej. Dopiero przeglądając fotografie z czasów Republiki z zaskoczeniem stwierdziłam, że dawniej paifangi były integralną częścią ulic; jeśli nawet budowano je osobno, były ukoronowaniem drogi, która biegła pod nimi; znacznie jednak częściej łączyły pięknym łukiem budynki po dwóch strona ulicy - pamiętajmy, że budynki owe były zazwyczaj najwyżej jednopiętrowe. Długo wzdychałam z boleścią nad faktem, że kunmińczycy nie zdołali ocalić tych perełek architektonicznych. A teraz wzdycham jeszcze boleśniej - bo fengqińczykom się udało, choć też tylko trochę. 
Paifang Cywilizacji w Fengqingu znajduje się przy jednej ze starych uliczek w okolicy Świątyni Konfucjusza. Jest jedną z nielicznych pozostałości po Mingach. Zbudowany w 1603 roku, dawniej był nazywany wraz z całym kompleksem Budynkiem Cywilizacji 文明楼. Był trzyczęściowy - taki tryptyk z jednym głównym łukiem i dwoma "uszami", wysoki na 7 metrów, szeroki na 15, a głęboki aż na siedem metrów - w ścianach było nawet miejsce na okna! Dwukrotnie remontowany (w 1725 i 1854 roku), za Qingów wzbogacony o dobudówki: wieżę bębna i dzwonnicę, rokrocznie odświeżane. W 1975 roku rozebrano część będącą budynkiem i pozostawiono sam paifang, który w roku 1982 ogłoszono zabytkiem, a w latach 1983-87 odnawiano.
Jak widać, dziś jest po prostu paifangiem, jednak wrośniętym w tkankę ulicy. Cóż, lepsze to niż wyburzenie wszystkiego i postawienie w bardziej okazałej wersji w jakimś innym miejscu...

2025-11-10

muffiny sernikowe z batatem

Tej soboty ZB zabrał Tajfuniątko do babci, a ja się relaksowałam. Tak zawzięcie, że dopiero po dwunastej zorientowałam się, że w domu nie ma nic do jedzenia z wyjątkiem jednego ugotowanego na parze fioletowego batata, który został ze śniadania, resztki yunnańskiego koziego sera w lodówce i paru jajek. Tak właśnie narodził się ten przepis, którego największe piękno polega na tym, że możecie mieć w nosie proporcje, ważna jest tylko konsystencja. 

Składniki
  • biały ser - u nas oczywiście rubing, ale twaróg lub bundz też się nadadzą 
  • ugotowany batat lub nawet kilka - ważne, żeby było ich około dwa razy mniej od sera
  • trochę masła lub innego tłuszczu (można pominąć, ale z tłuszczem będzie lepsze)
  • jajka - ja użyłam dwóch, ale to będzie zależało od ilości sera 
  • łyżka czy dwie ksylitolu lub zwykłego cukru 
  • aromat waniliowy 
  • ewentualnie polewa: łyżka kakao, dwie łyżki mleka w proszku, łyżka cukru, odrobina wrzątku (bez polewy też są przepyszne)
Wykonanie
  1. Rozgrzać piekarnik do 180 stopni. 
  2. Obrane bataty rozdziabać widelcem wraz z jajkami i olejkiem.
  3. Zetrzeć na tarce o drobnych oczkach biały ser, dodać miękkie masło oraz cukier. 
  4. Dołożyć do batatów i wymieszać do uzyskania w miarę jednolitej masy. Masa powinna mieć konsystencję gęstego budyniu. 
  5. Można przekładać do muffinkowych foremek. 
  6. Do nagrzanego piekarnika wstawić na najniższy poziom blaszkę z wodą lub na samo dno miseczkę, a wyżej wstawić muffinki. Piec najpierw 20 minut w 180 stopniach, a potem zerknąć. Dla mnie sygnałem do wyłączenia piekarnika jest zarumienienie wierzchu; podanym czasem pieczenia się nie przejmuję, bo za każdym razem mam inną ilość składników i czasy mi się nie zgadzają. Jeśli nie przeszkadza Wam pękanie muffinek, to blaszkę z wodą można pominąć.
  7. W międzyczasie zrobić polewę: zmiksować składniki z niewielką ilością wrzątku do uzyskania pożądanej konsystencji. Polać wystudzone muffinki. 
Ważne! Najlepiej poczekać z otwarciem piekarnika pół godziny do godziny, żeby muffinki nie opadły. Jednak jeśli Wam opadnięcie nie przeszkadza, to można je jeść choćby na gorąco - są wtedy przepyszne!
Przesadziłam z ilością kakao i mi polewa troszku gęsta wyszła...
PS. Przepis zainspirowany tym sernikiem.

2025-11-07

Początek Zimy 立冬

 

Cóż, w Kunmingu by ujrzeć bałwana w Początek Zimy trzeba go sobie faktycznie narysować...

Zgodnie z tradycyjnym kalendarzem solarnym, dziś Początek Zimy 立冬 czyli początek dziewiętnastej pory roku. Z punktu widzenia kunmińczyków jest to o tyle dziwne, że tradycyjnie jednym z przejawów nadejścia zimy miało być to, że przez co najmniej pięć dni z rzędu temperatura musiała spaść poniżej dziesięciu stopni Celsjusza - w Kunmingu jeszcze na to sporo za wcześnie. Trzy tradycyjne "pięciodniówki" (三候) to 
  1. Woda zaczyna zmieniać się lód, 
  2. Ziemia zaczyna zamarzać, 
  3. Bażanty wchodzą do wody by zmienić się w wielkie małże. 
Świetnie sobie wyjaśnili to, że ptaszków widać coraz mniej, za to wielkie małże mogą dostarczyć pożywienia, prawda?
Jest to radosna pora roku. Po dożynkach, z pełnymi spichlerzami, możemy w spokoju i dostatku czekać wiosny, odpoczywając po kolejnym ciężkim roku pracy. W niektórych rejonach Chin z okazji Początku Zimy składano ofiary przodkom, organizowano popijawy, a nawet "zapraszano zimę" 迎冬 - co mogło się wiązać nie tylko z ukręceniem karków bażantom, ale i bardzo praktycznym robieniem sobie prezentów z nowych zimowych strojów. Ponieważ zima związana jest w tradycji chińskiej z kolorem czarnym, ubierano się wówczas w czarne stroje i używano czarnych narzędzi czy pojazdów. Z kulinarnego punktu widzenia - na stole nie mogło zabraknąć pierogów (na Północy), trzciny cukrowej (na Południu) i zielonej cebulki (w Nankinie). Z tą zieloną cebulką ciekawa sprawa, bo w Nankinie powiadano, że jeśli się zje pół cebulki dziennie, to po nadejściu zimy w nogi nadal będą mogły pędzić z wiatrem w zawody. W Pekinie nie mogło zabraknąć również baraniny, głównie w postaci tradycyjnego gorącego kociołka 涮羊肉. Tradycyjnie był to moment, w którym należało skończyć z sałatkami i innymi potrawami podawanymi na zimno. Jednocześnie na północy był to ostatni dzwonek, by zacząć gromadzić warzywa i je kisić. Nie jakiś tam gar ogórków, a setki kilogramów kapusty czy białej rzodkwi. W końcu musiało im wystarczyć aż do nadchodzącej bardzo późno wiosny... Oczywiście, w różnych częściach Chin obchody znacznie się różniły. W Shaoxing zaczynano pędzić "żółty winiak" 黄酒 - dopiero gdy było trochę chłodniej, dało się dobrze kontrolować proces fermentacji. W okolicach Henanu, Jiangsu i Zhejiangu znany był za to zwyczaj zwany "wymiataniem świerzbu" 扫疥, który polegał na to, by na bazie ziół z dodatkiem chryzantem i wiciokrzewu zrobić sobie kąpiel chroniącą od chorób. W regionach, w których ustawały wszelkie prace gospodarcze był to jedyny moment, kiedy otwierano tzw. zimowe szkoły (开冬学), organizowane przez bogatych członków społeczności bądź mnichów. Ale to dla młodszych - starsi w tym czasie "zbierali się wokół palenisk, by gotować herbatę i pić wódeczkę" 围炉煮茶饮酒. Nie tylko w ten sposób poprawiali sobie humor i zdrowie, trzeba było jeszcze "uzupełnić zimowe niedobory" 补冬. Jednym z najlepiej znanych przepisów była tzw. zupa na korzeniach. Nie mylcie jej jednak z rosołkiem! To były korzenie o wielkiej mocy: korzeń dzięglu dahuryjskiego, sumaku chińskiego, werbeny egzotycznej, melastomy i innych. Pocięte w plastry były gotowane tak długo, aż powstawał aromatyczny wywar, w którym następnie gotowano mięso własnego wyboru - kurczaka, kaczkę, królika, ale też raciczki wieprzowe czy flaki. Traktowano to mniej jak przysmak, a bardziej - jak lekarstwo wzmacniające przed zimą. Na tej samej zasadzie w wielu południowych prowincjach jada się kaczkę traktowaną jako lekarstwo wzmacniające, razem z psiną, która ląduje na stołach od Dni Żółtej Ziemi.
Hmmm... Wydaje mi się, że już wiem, co będziemy dziś jeść na kolację. Jakąś pieczoną tadornę. Nie z łakomstwa bynajmniej. Przecież musimy uzupełnić zimowe niedobory, prawda?...